Królewska technika

Jej prace zawsze wzbudzają zainteresowanie – większe, jeśli można je podziwiać na żywo, do czego okazję mamy regularnie choćby podczas Giełdy Talentów w Galerii przy Fabryczce w Wołominie. O inspiracjach i technikach rozmawiam z Anetą Saks, wołomińską akwarelistką.

– Dlaczego akwarela?
– Zobaczyłam kilka prac Juliana Fałata, wybitnego polskiego akwarelisty zmarłego w 1929 r. – i się zachwyciłam. W jego czasach w Polsce akwarela nie była popularną techniką, preferowano malarstwo olejne, choć na przykład w Anglii jest uważana za technikę królewską i rozwija się od ponad 200 lat. Początkowo była używana jedynie do wykonywania podrysów w malarstwie olejnym. Potem zobaczyłam prace studentów architektury – i wtedy postanowiłam, że spróbuję, choć wcześniej zarzekałam się, że nie będę malować. Nie lubiłam zajęć z malarstwa na studiach… Pierwsze prace były, co tu dużo mówić, koszmarne. Mam je do dziś – jakiś krzywy domek, którego nikomu nie pokażę… Wówczas nie tylko nie miałam żadnej wprawy, ale nie wiedziałam też nic o technice, nie miałam odpowiednich pędzli ani papieru. Kupiłam jakieś książki, podszkoliłam się nieco teoretycznie – i wróciłam do pracy.

– Dziś wiemy, że z niezłym skutkiem – ale czy miałaś momenty zwątpienia?
– Jasne – były chwile, że chciałam to rzucić, ale mam taką naturę, że jak się na coś uprę, to dopnę swego. Akwarela jest trochę nieobliczalna – nie kontrolujesz precyzyjnie plamy koloru, który nakładasz na papier, bo maluje się na mokro, na wilgotnym papierze, żeby pigment lepiej wnikał w papier. Farby nawzajem „wypychają się”, więc łatwo zepsuć sobie to, co się wcześniej namalowało.

– Dość szybko zaczęłaś pokazywać swoje prace w Internecie – w portalach dla twórców, na swojej stronie. Pojawiły się też pierwsze małe sukcesy…
– O ile tytuł „artysta tygodnia” czy „praca miesiąca” na deviantart.com można uznać za sukces… Ale były też inne – w zeszłym roku wygrałam III Międzynarodowy Konkurs „Zapachy Życia”, który swoim zasięgiem obejmuje kraje Europy Zachodniej m.in.: Niemcy, Francję i Anglię. W tegorocznej edycji na konkurs wpłynęło w sumie 220 prac. Zdobyłam też główną nagrodę w konkursie „Sercem i pędzlem” organizowanym przez Muzeum Regionalne „Dom Grecki” w Myślenicach, który miał na celu pokazanie piękna ziemi myślenickiej.

– Skąd czerpiesz inspiracje? Malujesz z natury, ze zdjęć, z wyobraźni?
– Bardzo różnie. Początkowo, jeszcze na etapie nauki, kopiowałam cudze prace. Teraz maluję zarówno z wyobraźni, jak i ze zdjęć – czasem biegnąc przez miasto zobaczę jakiś inspirujący detal, zrobię mu szybko zdjęcie telefonem i wykorzystuję potem pomysł w kompozycji.

– Czy farby, których używasz, mają cokolwiek wspólnego z akwarelami, których dzieci często używają w szkole?
– Tego typu farbami można próbować ćwiczyć na początku, nie nadają się jednak do poważniejszej pracy. Sama od takich zaczynałam i używałam ich do momentu, w którym zaczęłam porównywać efekty swojej pracy z innymi. Wtedy okazało się, że profesjonalne akwarele w tubce czy kostce dają zupełnie inny kontrast i nasycenie oraz… komfort pracy.

– Czego jeszcze potrzebuje akwarelista w swojej pracy?
– Przede wszystkim dobrych pędzli. Ja mam ich zaledwie sześć, w tym na przykład jeden gruby z wiewiórczego włosia. Tego typu narzędzia nie są tanie – od kilkudziesięciu do nawet 200 złotych, ale są bardzo uniwersalne, można je dowolnie kształtować i używać zarówno do szerokich, zamaszystych pociągnięć, jak i do cyzelowania drobnych szczegółów. Warto zaopatrzyć się w porządny papier – arkusz 100 x 70 cm to koszt 5-6 złotych, można go pociąć na mniejsze formatki. Sześć podstawowych kolorów akwarel – i można zaczynać! Nie warto oszczędzać – tanie narzędzia mogą tylko szybko zniechęcić do kolejnych prób.

Rozmawiał Łukasz Rygało
wywiad dla tygodnika Życie Powiatu na Mazowszu

Może Ci się również spodoba